• O projekcie
  • Redakcja
  • Dołącz!
  • Kontakt

I LUB YOU

  • KULTURA
  • WYWIADY
  • LIFESTYLE
  • OPOWIADANIA
  • 700 lat Lublina
Jesteś w:Strona główna»OPOWIADANIA»Mundur na Falkonie

Mundur na Falkonie

Julia Gorgol 27 Lis 2016 OPOWIADANIA Skomentuj! 890 odsłon

Twitter Facebook Google + Stumble linkedin Pinterest Więcej

Spóźnili się na pierwszy planowany wykład – o kultowych wpadkach pseudonauki. Większa część winy leżała po stronie Matyldy – gnijąc przez kilka długich lat w policyjnym dziale kadr musiała mieć koniecznie wszystko zaplanowane. Tak więc w pierwszej wolnej chwili… czyli… dwie godziny przed rozpoczęciem konwentu… w pracy… na przerwie… przejrzała plan wydarzeń. Przywołując na twarz uśmiech nr 5 i obiecując odrobienie zaległości przekonała szefa do możliwości urwania się weekend. Przecież na takich obiektach zawsze jest wyższe prawdopodobieństwo nawet nieumyślnego złamania jakiegoś regulaminu, ergo – ona i Javert są tam potrzebni. Inspektor pierwotnie opierał się przed wzięciem udziału w czymś, o czym tak naprawdę nie miał pojęcia. Wiedział tylko, że będzie tam zdecydowana część młodzieży, konkursy i obco brzmiące „cosplaye”. Nie kojarzyło mu się to z niczym pozytywnym. Ostatnio, kiedy większa grupa studentów zgromadziła się w jednym miejscu, skończyło się to krwawo stłumioną rewolucją. Nie miał najmniejszej ochoty tego powtarzać. Ostatecznie zwyciężył argument, że nikt lepiej nie dopilnuje porządku, niż policjant z takim doświadczeniem. Niechętnie, ale ostatecznie zgodził się.
Dzieciństwo Javerta nie było zbyt kolorowe. Wychowywał się w klasztorze, a tam każdy głośniejszy śmiech karany był klęczeniem na grochu. Jego jedyną rozrywką było czytanie książek, długie modlitwy i śpiewanie monotonnych pieśni kościelnych. Inni chłopcy, mniej od niego rozgarnięci, znajdowali także radochę w podpalaniu habitów zakonnic. Ta wesoła hałastra zazwyczaj bardzo szybko żegnała się z przyklasztorną szkołą. Nie dziwił więc fakt, że od wejścia oczarowała go mnogość kolorów, poziom kreatywności w doborze strojów i ilość zebranych tu ludzi. Pierwszy raz, odkąd Bonaparte odznaczył go Medalem Legii Honorowej, czuł się tak szczęśliwy. Być może nie jest jeszcze stracony społecznie i znajdzie tu jakąś pokrewną duszę.
Już pierwszego dnia poczynił obserwacje dotyczące typów ludzi pojawiających się na takich konwentach. Po pierwsze – znudzeni rodzice z rozentuzjazmowanymi dziećmi. Po drugie – odwrotnie, zażenowane dzieci wlokące się za rodzicami czerpiącymi całymi garściami dobra, których nie mieli możliwości doświadczyć w swojej młodości. Trzecią i zdecydowanie najliczniejszą grupą byli zarówno rodzice, jak i dzieci wciągnięci przez atmosferę ogólnej wesołości. W związku z hype’em na „Ligę Samobójców” co dziesiąta dziewczyna miała dwukolorowe kucyki, rozmazany makijaż i kij baseballowy. Zaczął liczyć ofiary tej – jak określiła to Matylda – epidemii po zobaczeniu trzeciej Harley w ciągu pół godziny. W sobotę, przed osiemnastą, licznik zatrzymał się na dwudziestu czterech. Zdecydowanie, lekka przesada.
On sam nie wysilił się zbytnio, przygotowując cosplay. Należało tu wziąć pod uwagę, że na decyzję miał dziesięć minut. Wybrał błękitny mundur – z czasów, kiedy był jeszcze oficerem policji w Montreuil–sur–Mer. Wywoływało to przyjemne wspomnienia. Pozwolił sobie nawet na wzięcie broni białej – jako funkcjonariusz na służbie miał przecież prawo mieć ją przy sobie. A trzeba było przyznać, że prezentował się wtedy znacznie dostojniej.
***
– Zimno mi.
– Trzeba było założyć kurtkę, a nie paradować po zimnie w samej koszulinie i kamizeli.
– Ale… Javert. Czerwcowym powstańcom nie były potrzebne kurtki.
– Zobaczysz, kiedyś dostaniesz taki raport karny, że się nie pozbierasz… – burknął, ucinając dyskusję. Zdjął szalik i zarzucił go na ramię Matyldy. – Przeziębisz się. A wtedy pójdziesz na chorobowe, ja zapomnę o raporcie i żarty z Rewolucji ujdą ci na sucho.
Skręcił we wskazanym przez Matyldę kierunku i starał się dotrzymać jej kroku. W jego kompetencjach nigdy nie leżało prawo administracyjne, a do ustaleń komunikacyjnych zazwyczaj próbował się nie przyczepiać. Pomimo to teraz jego myśli zaprzątnięte były nie nadchodzącą prelekcją, a osobliwym umiejscowieniem przejścia na drugą stronę ulicy. Naprzeciwko wyjścia poza teren Targów usytuowany był budynek szkoły konwentowej. Było to naprawdę wygodne rozwiązanie, pozwalające zmniejszyć czas potrzebny na dotarcie tam z dowolnej lokalizacji na głównym obiekcie. Oczywiście byłoby to znacznie prostsze, gdyby przejście nie znajdowało się sto metrów od obu wyjść. Z nieznanych bliżej powodów okrążali teraz nieistniejące bezpośrednie przejście, nadkładając sobie drogi. Matylda była szczególnie nieusatysfakcjonowana, chociaż nie marzła już tak bardzo.
– Ta prelekcja ma być… o musicalach, tak? – zagadnął, mając nadzieję, że czas szybciej zleci przy rozmowie. – Jesteś pewna, że to dla mnie bezpieczne?
– Jak najbardziej nie. Ereth skupi się przecież tylko na Nędznikach i przez cały czas będzie jechała po tobie jak po burej suce. I zapewne nie omieszka podkreślić, że to ty wystrzelałeś wszystkich… Stój! Gdzie idziesz?! Wracaj, żartowałam tylko…
– Uśmiałem się do łez.
***
W środku Matylda mogła nareszcie odetchnąć z ulgą. Było nieporównywalnie cieplej, do tego sala była zaraz za winklem. Pozwoliło to oszczędzić błądzenia po korytarzach, co natomiast przełożyło się na możliwość przyjścia na czas i zajęcia dobrych miejsc. Prelegentka wyglądała na bardzo usatysfakcjonowaną ilością osób, które – wbrew jej pesymistycznym założeniom – pozytywnie zaskoczyły ją frekwencją.
– O, a jednak – uśmiechnęła się szeroko, rzucając na wchodzących szybkie spojrzenie znad materiałów na prelekcję. – Bałam się, że przyjdą tylko moi znajomi, których zmusiłam do…––
Podniosła powoli głowę i wyprostowała się. Krew odpłynęła jej z twarzy, kiedy taksowała wzrokiem mężczyznę w mundurze o kroju nie do pomylenia z jakimkolwiek innym. Rapier, faworyty i wzrok pt. „Wow! Elektryczność! Niesamowita technologia…” dopełniały obrazu. Początkowo sądziła, że jest to po prostu cosplay Javerta. Był pewien sposób, żeby to zweryfikować. Jeśli okazałoby się, że to tylko stylizacja, byłby to bardzo niesmaczny żart. Rzuciła się do drzwi, z rozemocjonowanym wyrazem twarzy.
– Czy to Valjean?!
Inspektor zerwał się z miejsca i wypadł na korytarz. Dopiero po kilku minutach zawieszenia w czasoprzestrzeni zdał sobie sprawę, że Valjean nie żyje od stu sześćdziesięciu ośmiu lat, a szansa na to, że zmaterializuje się w tym samym mieście, co Javert, była naprawdę znikoma. Odwrócił się z płonącymi barykadami w oczach. Był świadomy, że nie jest to najlepszy początek godzinnego przebywania w jednym pomieszczeniu, ale taka zniewaga nie mogła ujść płazem.
– Niech cię piekło pochłonie, zapchlony wagabundo! – warknął, wracając na swoje miejsce. Naburmuszony odchylił się na krześle i czekał na rozwój sytuacji. – Jak… jak można sobie tak żartować już na wejściu?!
– Javert… To nie było mądre.
Matylda nie przejęła się tym brutalnym incydentem. Wewnętrzne cierpienie inspektora nie ruszało jej, dopóki nie groziło ludziom dookoła. Wtedy mógłby się stać naprawdę nieobliczalny, szczególnie mając przy sobie broń czarnoprochową i rapier.
– Jak to?! Mądrym nie byłoby rozpoczynać z nią pojedynku „Belka stropowa kontra broń biała” – odparł, przypominając sobie niechlubny pojedynek z Valjeanem w infirmerii w Montreuil.
– W każdym razie błagam cię, zmilcz wszystkie zniewagi pod swoim adresem. A jeśli to dla ciebie za trudne, przejdź się na prelekcję o Power Rangers albo kobietach Star Treka. Ja naprawdę chcę jej posłuchać.
***
Wrócili tylko po kurtki. Javert przez całą drogę nie odzywał się w poczuciu, że zrobił z siebie zupełnego idiotę. Fakt, szkalowanie studentów bez udzielonego głosu i wyzywanie prelegentki od komunistów czy anarchistycznych sabotażystów nie leżało w domenie ludzi inteligentnych.
Nie uśmiechnął się ani razu, pomimo przywołujących do porządku wywodów Karewicz. Częściowo humor odzyskał dopiero, kiedy przeczytał o trwającym właśnie Konkursie Odlotowych Strojów. Zrozumienie gry słownej zajęło mu kilka dobrych minut, ale kiedy już ją pojął, nie zamierzał się stamtąd ruszyć. Musiał koniecznie obejrzeć tę osobliwą i nieznaną mu atrakcję.
– Och, Matylda! – naburmuszył się, krzyżując ręce na piersiach. – Dziecku odmówisz?
Pociągnął ją w stronę wejścia na strefę opisaną „Scena/bistro”. Karewicz przewróciła tylko oczami i poddała się. Zachowanie i reakcje Javerta tłumaczyła sobie faktem, że ten po raz pierwszy styka się z czymś młodszym od niego o co najmniej półtora wieku. Wniknęli w głąb zebranych i, kiedy osiągnęli dobre punkty widokowe, przyjrzeli się dokładniej etiudzie odgrywanej na podeście.
– Kto to?
– Lothbrok i Jarl Haraldson. Wydaje mi się, że z Gry o… nie. Nie, z „Wikingów”.
Obserwowali walkę przez kilka dłuższych chwil. W pewnym momencie Javert zorientował się, że akcja nakręca tylko tłum i może skończyć się ogólną rzezią. Jako archetyp konsekwentnego policjanta nie mógł nie zareagować.
– Idę tam. Ich zachowanie jest… jest niedopuszczalne.
– Daj spokój, Javert! To tylko gra, nie rób z siebie idioty. – Przytrzymała go, obawiając się jednak, że kiedy przyjdzie co do czego, na niewiele się to zda.
– Gra? Oni się pozabijają! Dlaczego nikt nie interweniuje, co?!
Wyrwał ramię z uścisku, przepychając się przez tłum. Powodowany atawistycznym odruchem służbistego stróża prawa wtargnął na scenę, rozdzielając walczących na chwilę przed zamarkowaniem ostatecznego ciosu. Odepchnął ich od siebie i dla zaprowadzenia porządku uzbroił się w rapier, oddzielając się nim od obu wikingów.
– Calme–toi! Vous ne devez pas résoudre ce problème. – krzyknął, nie chcąc dopuścić do skrzyżowania toporków na swoim karku. Z nerwów przestawił się na język francuski. – Distance. Distance, ou nous avons tous mourir. //Spokojnie! Nie musicie tego rozwiązywać w ten sposób. Dystans. Dystans, albo wszyscy zginiemy//.
Prowadzący nie zareagował; był co najmniej tak zaskoczony jak cosplayerzy na scenie. Javert, cały w nerwach, właśnie zakuwał ich w kajdanki. W zupełnej ciszy sprowadził ich ze sceny. Publiczność nieśmiało zaczęła klaskać. Ku uldze organizatorów pokaz nie utracił ciągłości, można było bez problemu wywoływać następnych uczestników.
Dwaj aresztowani wikingowie odzyskali głos dopiero, kiedy inspektor wyprowadził ich bocznymi drzwiami na halę i zaczerpnął powietrza, by udzielić im reprymendy.
– Pogrzało cię, stary?! – niższy, z dłuższymi włosami szarpnął ręką. Zapewne miał nadzieję, że kajdanki są plastikowe i da się je rozerwać mocniejszym szarpnięciem. Nie odniosło to pożądanego skutku – metalowe bransoletki trzymały mocno, a klucz był poza ich zasięgiem. – Rozkuj nas natychmiast! Nie wiem, czy zauważyłeś, ale zabrałeś nam czas sceniczny!
Javert zamrugał szybko, niepewny, czy się nie przesłyszał.
– Vous me parlez? – gdyby miał na nosie okulary, właśnie rzuciłby karcące spojrzenie sponad szkieł. Nie miał ich jednak, więc nie wyszło to tak widowiskowo. – Ty do mnie rozmawiasz? Próbowałeś właśnie zabić tego człowieka, ku ogólnej uciesze gawiedzi i…
– Kretynie. Kretynie, bałwanie, fiksacie, ośli łbie, jeleniu głupi jak but z lewej nogi – wyższy zakrył twarz wolną dłonią w geście załamania. – Z choinki się urwałeś. To była gra. Gra, teatr.
Inwektywy nie ruszyły go. Wytłumaczył zachowanie chłopaków zrozumiałą frustracją i poddaniem się emocjom. Nie zamierzał się także wylegitymować. Wystarczy, że okrył hańbą mundur, nie musiał kompromitować całej instytucji.
– Khm. Przep… przepraszam w takim razie. – Przeszukał kieszenie i, znalazłszy klucz, uwolnił niedoszłych przestępców. – Podpisuję samokrytykę…
– Wasz występ i tak był niskich lotów – warknęła Matylda, która finalnie wyrwała się spod sceny. Nie omieszkała obdarzyć karcącym i nader wymownym spojrzeniem nadgorliwego Javerta.
– Ja… ja byłem pewien, że to… na poważnie, wiesz… – plątał się w zeznaniach, czując, że są zupełnie zbędne i żałując, że w ogóle otworzył usta. Karewicz i tak osiągnie swoje, w drodze na posterunek strofując go pod każdym możliwym względem. Postanowił więc cierpliwie słuchać. Ona nie miała jednak widocznie ochoty na długie wywody. Odbierając ubrania z szatni skomentowała to tylko dwoma zdaniami.
– Zobaczysz, na tym evencie w grudniu poproszę któregoś z youtuberów, żeby nagrał poradnik. „Co czynić, a czego unikać, będąc dziewiętnastowiecznym policjantem na młodzieżowym konwencie”…
***
Następnego dnia pojawili się dopiero na prelekcji o osobowości mnogiej w popkulturze. Matylda próbowała przez jakiś czas robić notatki, ale nie mogła znieść dramatycznych westchnięć Javerta. Pisał do niej przez całą noc, skarżąc się na niemożność zaśnięcia. Udało mu się to dopiero o szóstej nad ranem, po przyjściu złej i niewyspanej towarzyszki. Zrobiła mu kakao, przeczytała krzepiące fragmenty „Nędzników” i, nie do końca wierząc w to, co robi, zaśpiewała „Soft kitty”. Niewiele to pomogło, jednak pięć godzin snu to zawsze więcej niż zero. Nie pomogło nawet Bubble Tea i nieustanne powtarzanie, że przecież wykonywał tylko swój obowiązek, a takie pomyłki mogły zdarzyć się każdemu. Powoli zaczynała żałować, że poprzedniego dnia była dla niego tak ostra. Ich konsternacja złożyła się na dosyć nieprzyjemną aurę przygnębienia. Tym bardziej, że po wyjściu Matyldę zaczepili wikingowie w cywilu. Początkowo zbyła ich sugestywnym wyczyszczeniem lufy krócicy tkwiącej za pasem. Później jednak zgodziła się odejść z nimi na stronę, pozostawiając skonfundowanego Inspektora nad butelką Sprite’a. Nie zauważył jej zniknięcia, zbyt pochłonięty eksterminacją bąbelków CO2. Po chwili podniósł wzrok i z niejakim smutkiem rozpoznał chłopaka, który poprzedniego dnia wytknął mu niekompetencję. Z niepokojem zarejestrował fakt, że idzie za nim Matylda. Jedyną rzeczą bardziej przerażającą od samej obecności był jej tryumfalny uśmiech.
– Monsieur… Chcieliśmy przeprosić za napaść na funkcjonariusza w służbie.
Javert zachichotał, nieudolnie maskując to wymuszonym kaszlem. Za napaść czynną już dawno siedzieliby na dołku, klnąc jeszcze bardziej, niż wczoraj.
– Ależ doprawdy – odchrząknął, wstając i odruchowo poprawiając kołnierz koszuli. – Nie ma takiej potrzeby. Prawdę mówiąc, już dawno puściłem to w niepamięć.
– Wybiera się pan może na Polcon? – uśmiechnął się przepraszająco, natychmiast skupiając całą uwagę na trzymanym w dłoniach plastikowym kubku. Nie umiał spojrzeć w oczy znieważonemu przez siebie oficerowi policji, postanowił więc sprawnie zmienić temat.
– Oczywiście – odpowiedział również uśmiechem – Nie będę nawet specjalnie zmieniał aranżacji stroju.
– Czyżby barykady? – podniósł wzrok. Ulżyło mu, że Javert nie żywi urazy.
– A no barykady. Założę inny kapelusz niż zazwyczaj i nikt mnie nie pozna. Jest pewna nadzieja, że nie połączą mnie wtedy z tym cyrkiem…

Falkon Javert Lublin wydarzenie 2016-11-27
Julia Gorgol
Tagi Falkon Javert Lublin wydarzenie
Twitter Facebook Google + Stumble linkedin Pinterest Więcej

Autorzy

Opublikowany przez: Julia Gorgol
Poprzedni artykuł:

Miłośnicy adrenaliny na śniegu znów w Lublinie

Następny artykuł:

Balet a młody człowiek

Powiązane artykuły

„Pogromcy”

„Pogromcy”

I LUB YOU 17 Lis 2016
Pogromcy część 4 – Nowicjusze

Pogromcy część 4 – Nowicjusze

Kamila Pawluk 16 Lip 2017
Pogromcy część 2 – Próba

Pogromcy część 2 – Próba

Kamila Pawluk 08 Sty 2017

SPRAWDŻ!

MIEJSCA SPOTKANIA APPROVED WYDARZENIA
I LUB YOU

ZOBACZ KONIECZNIE

„Hejt mnie motywuje, żeby być coraz lepszym” – rozmowa z Mateuszem Mattem Lichotą
WYWIADY

„Hejt mnie motywuje, żeby być coraz lepszym” – rozmowa z Mateuszem Mattem Lichotą

10 Kwi 2017
Gra o 700 lat Lublina
LIFESTYLE

Gra o 700 lat Lublina

04 Lip 2016
Warsztaty fotografii otworkowej
KULTURA

Warsztaty fotografii otworkowej

21 Lip 2016
Młodzież i społeczeństwo, czyli o Teatrikonie słów parę
KULTURA

Młodzież i społeczeństwo, czyli o Teatrikonie słów parę

05 Lut 2018
Pogromcy część 4 – Nowicjusze
OPOWIADANIA

Pogromcy część 4 – Nowicjusze

16 Lip 2017

Obserwuj nas

Tagi

Carry On Youth CSK Falkon gry planszowe koncert kultura liceum Lublin muzyka młodzież rap warsztaty wolontariat wydarzenie ZWZT

Ostatnie wpisy

  • Show me the world

    Show me the world

    Paweł Smółko 17 Kwi 2018
  • Forteca Fantastów, czyli o Cytadeli Syriusza słów parę

    Forteca Fantastów, czyli o Cytadeli Syriusza słów parę

    Paweł Smółko 21 Mar 2018
  • Wykonaj TEN krok

    Wykonaj TEN krok

    Paweł Smółko 27 Lut 2018

Losowe wpisy

D. Domagała – sztuka portretu

D. Domagała – sztuka portretu

Klucze Kopernika, czyli Lokomotywy w IX LO

Klucze Kopernika, czyli Lokomotywy w IX LO

„Hejt mnie motywuje, żeby być coraz lepszym” – rozmowa z Mateuszem Mattem Lichotą

„Hejt mnie motywuje, żeby być coraz lepszym” – rozmowa z Mateuszem Mattem Lichotą

Lublin w rytmie dancehallu, czyli rozmowa z Kasią Kuwałek – instruktorką i założycielką szkoły tańca Passa Passa

Lublin w rytmie dancehallu, czyli rozmowa z Kasią Kuwałek – instruktorką i założycielką szkoły tańca Passa Passa

Szukając piękna tam, gdzie go nie ma

Szukając piękna tam, gdzie go nie ma

© Copyright I LUB YOU 2014 - 2016